Weekend spędziliśmy poza domem - odwiedziliśmy naszych Rodziców. W sobotę rano, mimo paskudnej pogody, wyjechaliśmy do Rodziców Męża. Michaś dzielnie zniósł drogę, ładnie się bawił i zdrzemnął na chwilkę.
Po południu pogoda się poprawiła - wyszło słońce i było w miarę ciepło, więc zamotałam siebie i Michałka w chustę i wyszliśmy na zewnątrz. Pozwiedzaliśmy ogród, Synek po jakimś czasie zasnął, ale to była króciutka, 10-minutowa drzemka "regeneracyjna".
Gdy się obudził zdecydowanie chciał wyjść z chusty. Ale zostaliśmy jeszcze na chwilkę na dworze, aby zrobić zdjęcia.
Słonecznikowe drzewko - pierwszy raz chyba widzieliśmy taki słonecznik :) Aż Mąż uwiecznił go na zdjęciu.
A tutaj Michaś podziwia zbiory Dziadków:
Najciekawszą częścią dyni jest.... ogonek ;)
Zdjęcia robiliśmy innym aparatem, ja naszego nie wzięłam - w ostatniej chwili stwierdziłam, że przy takiej deszczowej pogodzie nic ciekawego nie wyjdzie z braku światła. A tu pogoda spłatała nam figla. Następnym razem będziemy brać aparat choćby żabami rzucało ;)
W niedzielę, w drodze powrotnej, zajrzeliśmy też do moich Rodziców. Michaś miał weekend pełen wrażeń o czym dobitnie dał znać na koniec wizyty - rozpłakał się na całego i trudno było go uspokoić. Ochłonął dopiero w aucie, choć i tak przez prawie całą drogę popłakiwał, ale dawał się już uspokoić.
W domu przytulił się do mnie, odrobinę zjadł i zasnął, wyjątkowo szybko, bez codziennej porcji przewracania się z boku na bok przez zaśnięciem.
Fajnie, że do Nas zaglądasz. Pozdrowienia z Lublina dla Was i Michasia!
OdpowiedzUsuńDziękujemy i również pozdrawiamy :)
OdpowiedzUsuń