Za nami szczepienie MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce). Przy okazji miało być ważenie i mierzenie, ale w sumie nie było ;) Na pewno jednak było marudnie i trudno po szczepieniu.
Wizyta u pediatry zaczęła się całkiem fajnie. Michaś był zainteresowany plakatami w gabinecie, panem doktorem i na wszystko pokazywał paluszkiem z okrzykiem "to", żebym mu mówiła co jest co.
Wizyta u pediatry zaczęła się całkiem fajnie. Michaś był zainteresowany plakatami w gabinecie, panem doktorem i na wszystko pokazywał paluszkiem z okrzykiem "to", żebym mu mówiła co jest co.
Rozbieranie też przebiegło bez problemu. Zaczęło się w momencie kiedy lekarz poprosił, żeby położyła Michałka na kozetce do badania. Wielki płacz i czarna rozpacz, nie dało się go uspokoić.
Osłuchanie, zmierzenie obwodu głowy i klatki piersiowej załatwiliśmy jakoś u mnie na rękach. Potem przyszedł czas na mierzenie długości ciała. Miało być na leżąco, ale Michał tak się rzucał i wściekał, że w końcu postawiłam go przy miarce na ścianie ;)
Na wadze nie chciał usiedzieć nawet na moment sam i lekarz wpisał wagę podaną przeze mnie (w domu Misio wyciąga sobie wagę spod szafki, włącza ją bez problemu daje się na niej posadzić i zważyć).
Jak wyszliśmy z gabinetu to Michaś natychmiast się uspokoił. W drodze do punktu szczepień znów był radosny, zainteresowany wszystkim wokoło, w punkcie szczepień zachwycał się hipopotamem na plakacie..
Kłucie znów wywołało atak płaczu, ale po wyjściu z gabinetu jakoś udało mi się go uspokoić. Wróciliśmy do domu i wszystko było dobrze. Na drugi dzień zaczęły nam się dawać we znaki odczyny poszczepienne.
Michaś jest rozdrażniony, marudny, źle sypia i widać, że sam nie wie czego chce. Szczepienie mieliśmy w czwartek, w sobotę chyba było najgorzej, Michaś był wyraźnie osłabiony i chodził jak pijany zając, na szczęście nie miał gorączki.
Z tego co czytałam to 6-12 dni po szczepieniu może pojawić się gorączka, wysypka a nawet lekkie zapalenie ślinianek. Mam nadzieję, że uda nam się uniknąć tych atrakcji.
I tak ostatnio Michaś nam funduje wstawanie o 3-4 nad ranem. Opcje mamy dwie - albo wstajemy i się bawimy, albo ktoś nosi i buja Misia do rana na rękach.. Przyznaję, że to Mąż wtedy zajmuje się Synkiem, ja o takich godzinach jestem zupełnie nieprzytomna i nie wiem co się dzieje..
Michaś w dzień jakoś specjalnie nie odsypia tych nocnych harców, więc widać i po nim brak snu..
Mamy nadzieję, że w końcu znów zacznie spać normalnie ;)
PS. U Was też pada śnieg? Brr.. Chyba na Wielkanoc przydadzą się sanki...
U nas nie ma śniegu, ale pogoda jest okropna, szaro, buro i ponuro :)
OdpowiedzUsuń