sobota, 12 lipca 2014

Ciąża, niemowlę i kot.

Od kilku lat mamy kota. Przygarniętego ze schroniska. Na początku był tak przymilny, że nazwaliśmy go Mruczek. Przez pierwsze kilka dni chodził za mną po mieszkaniu krok w krok i mruczał, widać po nim było, że wie jak bardzo los się do niego uśmiechnął. Z czasem jednak chyba zapomniał jak to było w ciasnej schroniskowej klatce i pokazał swój prawdziwy charakter. taki trochę Dr Jekyll i Mr Hyde. Potrafi wyglądać jak aniołek, oj potrafi :) Zrobić dobre wrażenie na gościach też.





Fotogeniczny też jest, na pewno bardziej niż ja ;)





Gdy zaszłam w ciążę, kilka osób pytało mnie, co teraz zrobimy z kotem. A jeśli nie teraz to jak urodzę. Moja odpowiedź zawsze brzmiała: nic, a co miałabym z nim zrobić?

Prawie wszyscy, a raczej wszyscy ci, którzy wiedzą tylko, że toksoplazmoza jest przenoszona przez koty, boją się jej. Szczególnie gdy kota ma kobieta w ciąży. Jednak jak to zwykle bywa strach ma wielkie oczy.

Nie chodzi mi o samą toksoplazmozę, bo ta oczywiście jest groźna dla pań przy nadziei (jakoś nie podoba mi się słowo ciężarna). Jednak nie tak łatwo się nią zarazić. Wystarczy zachować normalną higienę.

W jaki sposób kot może stać się nosicielem tej choroby? Podkreślić warto, że kot nie choruje na toksoplazmozę, jest nosicielem pasożyta, a dokładniej pierwotniaka Toxoplasma gondii. Na toksoplazmozę mogą chorować m. in. szczury i świnie - koty zjadając zarażonego szczura lub innego gryzonia stają się nosicielami. Możemy też sami zafundować kotu takiego "lokatora" karmiąc go surowym mięsem (dlatego też kobiety w ciąży nie powinny spożywać surowego mięsa). 

Co zrobić, żeby się nie zarazić? Na początku ciąży lekarz prowadzący zleca odpowiednie badania krwi. Wynika z nich czy kobieta przeszła w swoim życiu toksoplazmozę (przebiega ona najczęściej bezobjawowo lub objawy przypominają grypę), a tym samym czy nabrała odporności na tą chorobę. Jeśli okaże się, że w przeszłości było się chorym , to można spać spokojnie (oczywiście higiena to podstawa i w tym wypadku!). 

Najłatwiej zarazić się poprzez kontakt z odchodami kota, który jest nosicielem. Jeśli nie było się chorym, tak jak ja, to warto zrezygnować z czyszczenia kociej kuwety (może robić to Mąż), ale jeśli jest taka konieczność, to można to robić w rękawiczkach i dokładnie umyć ręce po. Trzeba pilnować by produkty, które spożywamy nie zostały polizane wcześniej przez kota (nasz kot lubił się "przypiąć" do moich kanapek, więc musiałam uważać). 

Jeśli mamy kota niewychodzącego, to jest on z reguły "bezpieczny", chyba że karmimy go surowym mięsem. Wychodzące koty też nie są aż tak groźne - załatwiają swoje potrzeby z reguły na zewnątrz i nie mamy kontaktu z ich odchodami. Warto też uważać, żeby kot nas nie ugryzł, ale to raczej rzadko się zdarza w przypadku własnego kota ;).

Podstawą jest tu higiena i jeszcze raz higiena. Po głaskaniu kota myjemy ręce, z całowania go możemy rezygnować - niech się przyzwyczaja, jak pojawi się na świecie Maleństwo to czułości względem kota i tak się ograniczą.

Ciąża mija spokojnie (bez toksoplazmozy) i rodzi się nasze wyczekane Maleństwo. I co teraz? Nic. Kot z początku jest mało zainteresowany. Gdy wróciliśmy ze szpitala, nasz Mruczek podszedł do fotelika, powąchał rączkę Michałka i to mu wystarczyło. Potem przez długi czas nasz Synek był dla kota źródłem hałasu, które trzeba omijać szerokim łukiem. Interesowały go bardziej łóżeczko, gdy Michasia w nim nie było, przespał się pary razy na przewijaku i ewidentnie próbował zostawić jakoś swój zapach na rzeczach Michasia. Jednak konsekwentnie go oduczaliśmy takich zachowań i do łóżeczka już nie próbuje nawet wskakiwać, przewijak nadal go interesuje, ale jego da się umyć. 

Do Michasia podchodzi z rezerwą - jak Synek nie śpi to raczej nie podchodzi wcale, jedynie jak Michaś śpi u nas w łóżku to kot próbuje się "przyłączyć", na bezpieczną odległość.


Na tym zdjęciu Michaś był jeszcze mniejszy od kota. Ale teraz to się już zmieniło. A dla Mruczka taka odległość jest w dalszym ciągu bezpieczna. Choć dziś się odważył na coś więcej - jak Michałek leżał na brzuszku to kot podszedł, "przywitał się" po kociemu, czyli powąchał Synka po nosku i uciekł ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz