Początek końca nastąpił w święta. Moja wizyta na SORze i dwudniowa przerwa w karmieniu zrobiły swoje. Po miesiącu walki poddałam się.
Po mniej więcej dwóch tygodniach nawet nie udawało mi się karmić przez sen, więc odciągałam pokarm laktatorem i robiłam z niego kaszki albo dawałam w butelce.
Niestety moje piersi jakoś nie chcą "współpracować" z laktatorem, w efekcie odciągałam coraz mniej pokarmu. Co prawda ciągle mam pokarm, jednak jest go zbyt mało, żeby próbować coś odciągać codziennie.
Michaś radzi sobie nieźle, poza tym że przed snem zaczął potrzebować strasznie dużo tulenia i czułości - usypianie go czasem trwa i trwa.. Gdy się bawi to nie ma czasu na czułości, więc nadrabia przed spaniem.
Mimo pewnych problemów z zasypianiem Michasia (które na dobrą sprawę mogą być spowodowane czymś innym, choćby ząbkami) wydaje mi się, że to mi bardziej brakuje karmienia - chyba jeszcze nie dojrzałam do tego, żeby zakończyć mleczną drogę, no ale wyszło jak wyszło.
Zostaje mi zadbać teraz o swoje zdrowie i mieć cichą nadzieję, że jeśli będzie nam dane mieć drugiego maluszka, to może jego uda mi się karmić dłużej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz